czwartek, 2 kwietnia 2020

Wiersze o kotach 3

Kocia poezja czyli
wiersze i wierszyki o kotach
vol. III

Mleko dla kota
Kiedy o piątej podadzą herbatę
I w oknach zaciągną troskliwie zasłony,
Mały czarny kot o zielonych oczach
Ukazuje się nagle i mruczy jak nakręcony.
Najpierw udaje, że tak sobie przyszedł
Pomrugać, gdy ogień w kominku gore.
Ale choćby się herbata spóźniła
I mleko skwaśniało, on przyjdzie w porę.
A niebawem jego oczy z agatu,
Co patrzą tak niezależnie, od niechcenia,
Mleczną mgłą się powlekają,
A wzrok w ostry i uparty się zmienia.
Potem pazurami stuka, nastawia uszy,
Albo niespokojnie rusza ogonem,
I wtem całe jego ciało staje się jednym
Pomrukiem zdyszanym i sprężonym.
Dzieci śmieją się i kręcą przy stole,
Głaszczą swe jedwabie dwie starsze panie,
A kot stał się malutki, chudy,
Nic nie zostało, tylko mleka pożądanie.
Wreszcie spodek biały jak księżyc w pełni
Zamajaczy w stołu podobłoczach.
Kot wzdycha cały rozmarzony,
Rozjarzony, z miłością w oczach.
Kuli się nad połyskliwą krawędzią
Podbródek nurza w śmietankowe wodopoje.
Ogon spuszczony, senna łapa
Pod kolanem się zgina we dwoje.
Jego żywot jest mglistą ekstazą,
A świat bielą bezkształtną, bez końca,
Póki język nie obróci świętej kropli,
Tej ostatniej, co znowu w noc go wtrąca.
Zapada się i nerwów sennych
Kłębuszek zatapia w fotel ogromny,
I leży tam pokonany, pogrzebany
Trzy do czterech godzin, nieprzytomny.
Harold Monro (1879-1932)



Mimi
"Nie mieszczańskie ja kociątko,
Co mrucząc grzecznie zachwyca.
Jam sobie na dachu wolna
I niezależna kocica!
Kiedy w letnią noc po rynnie
Rozmarzona spaceruję,
To muzyka wzbiera we mnie,
No i śpiewam, to co czuję."
Tak rzekła. Z jej piersi bucha
Pieśń rozkosznych krzyków, szmerów,
I ściąga ten luby zew
Wszystkich kocich kawalerów.
Całe towarzystwo kocie
Mrucząc, fucząc mknie w porywie,
By pomuzykować z Mimi
Lubieżnie a pożądliwie.
To nie wirtuozi, którzy
Przed mamoną bijąc czołem
Muzykę bezczeszczą. Tu
Każdy jest jej apostołem.
Instrumentów im nie trzeba,
Sami są altówką, fletem,
Za bęben im służy brzuch,
Nos jest trąbką lub kornetem.
Dziś zbiorowy dają koncert
I już tchu nabrały nieco.
Oto fugi godne Bacha
Albo Gwidona z Arezzo!
Wściekłe, dzikie ich symfonie,
Jak kaprysy Beethovena
Czy Berlioza, które bije
Mruczących, miauczących wena.
Czarowna potęga tonów!
Siła dźwięków bezprzykładna!
Wstrząsasz niebem! Aż z pobladłych
Gwiazd się nie ostanie żadna!
Słysząc te cudowne dźwięki,
Tony, co tak brzmią wspaniale,
Selene zatula twarz
W powłóczyste chmur woale.
Tylko starej Filomele
Występ Mimi coś nie wzrusza,
Kręci noskiem, cmoka, świszcze,
Primadonna, zimna dusza!
Kichać na to! Niech trwa koncert,
Choć zazdrości im signora,
Aż uśmiechem zaróżowi
Nieba skraj wróżka Aurora.
Harold Monro (1879-1932)
tłumaczenie Jerzy Litwiniuk


Z kocich parodii
Puszysty,
miękki,
pozornie kłębek włóczki.
Wystarczy wziąć do ręki:
w kłębku stal,
w ślepiach świeci fosfor,
w jedwabiu włosów
prąd,
we łbie
matematyczne sztuczki:
czy warto, czy się opłaci
napiąć - rozprężyć
sprężyny mięśni,
wsunąć - wysunąć
pazury, ćwieki,
mruży bezsenne powieki,
patrzy, nie wiesz:
w ciebie,
za ciebie,
w dal,
a może w głąb
bezdennej kociej duszy?
Wstrząsnął się, ruszył
z kanapy, skok na gzyms:
rryms! Z trzeciego piętra na cztery łapy
Hop!
Stop.
Przylizał futro różowym ochłapem,
krokiem majestatycznym,
elastycznym,
z gracją,
bez zbytecznego pośpiechu
za rogiem znikł.
Jerzy Litwiniuk


W królestwie kotów
Gdzie dużo piwnic,
Strychów
I płotów
Tam się zaczyna Królestwo Kotów.
Świat tam na cztery łapy spadł,
Zaczarowany koci świat.
Przez cały tydzień,
Od poniedziałku,
Pełno tam mruczeń,
Psyczeń
I miauków,
Gonitw po gzymsach,
Skoków przez płot.
Różnych ząb za ząb,
I kot za kot.
W Królestwie Kotów wszystko jest kocie.
Koci wujkowie są,
Kocie ciocie,
Kocie przedszkola,
Kocie sklepiki,
W których sprzedają kocie łakocie.
W kinach zaś idą filmy kocie,
W kółko te same
Z Myszką Miki.
Bo w tym królestwie kocie jest wszystko,
Nawet muzyka w kocim disco,
A także doszły mnie takie słuchy,
Że w nocy straszą tam
Kocie Duchy.
Awantur różnych też bywa sporo,
Wszystkie się one z niczego biorą.
Najlepszy druh z najlepszym druhem
W konflikt popada o byle muchę,
Albo sierść im się jeży na grzbiecie
O miejsce na parapecie.
Największą jednak wzbudza tam trwogę,
Gdy kotu kot
Przebiega drogę.
Każdy się przed czymś takim wzdraga,
Taka zniewaga
Krwi wymaga.
Bo pecha wróży
I los marny,
Zwłaszcza, gdy kot był czarny.
No trudno,
Nigdzie nie brak kłopotów.
Nie brak ich także w Królestwie Kotów.
A mimo to, powiadam Wam,
Każdy z tych kotów, które znam,
Biec tam natychmiast gotów.
Ludwik Jerzy Kern



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz